piątek, 29 listopada 2013

Chapter three.

Rozdział dedykowany @ellen_my_queen ♥
Wiem, że miałam to zrobić już dawno i przepraszam za opóźnienie. :c
Mam nadzieję, że wybaczysz. xx

---------------------------------------------------------------------

Stałam po środku chodnika, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam kilka sekund wcześniej. Przez moment zastanawiałam się, czym Zayn mógł być. Anioły mają białe skrzydła, a on miał czarne. No chyba, że to anioł śmierci. O czym ja w ogóle myślę?! Przecież to nierealne.
-Powinnaś się leczyć.. - wymamrotałam do siebie, przeczesując włosy palcami. Sfrustrowana, rozważałam pójście do lekarza.
-Diana? - usłyszałam ciepły, znajomy głos za mną. -Wszystko w porządku? - odwróciłam się i zobaczyłam Zoe. Jej wyraz twarzy wyrażał zmartwienie.
-T..tak.. - zająknęłam się, wymuszając słaby uśmiech. Założyła ręce na piersi, unosząc brwi. -Nie. - przyznałam, spuszczając głowę.
-Więc? - dociekała, podchodząc bliżej mnie. Westchnęłam.
-Pewnie pomyślisz, że mam problemy z głową, ale... widziałam Zayna, który miał skrzydła. - wyjaśniłam. Mimika jej twarzy natychmiastowo się zmieniła. Ze zmartwionej na rozzłoszczoną, a potem na zdezorientowaną.
-Może ci się tylko przywidziało? - spytała, chwytając moje ramiona i pocierając je lekko.
-Może. Ale.. - zawahałam się lekko, przypominając sobie krwistoczerwone tęczówki. -Z resztą.. nie ważne. - palnęłam, uśmiechając się blado. Dziewczyna chwilę na mnie patrzyła, próbując wyczytać coś z mojej twarz, ale chyba jej się nie udało.
-Okej, to chodź, trzeba cię przygotować. - przypomniała, ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów. Odwzajemniłam gest, wchodząc do mieszkania.
-Diana?! To ty?! - wydzierał się... Austin?
-To ja! - odkrzyknęłam, wieszając kurtkę. -Przepraszam cię, ale niestety będziesz musiała pracować przy nim. - zwróciłam się do brunetki.
-Nic nie szkodzi. - odparła, posyłając mi uspokajający uśmiech.
-A to kto? - nagle w drzwiach pojawił się mój przyjaciel. Świdrował Zoe wzrokiem, nie ukrywając zainteresowania jej osobą. Wywróciłam oczami.
-Zoe Dawson. - przedstawiła się, wyciągając rękę w jego stronę.
-Austin Mahone. - uśmiechnął się, ujmując jej dłoń.
-Co ty tutaj w ogóle robisz? - spytałam nagle, przerywając ich kontakt wzrokowy. Podrapał się po głowie.
-Em.. no ten.. wpadłem, nie? - jąkał się, a ja skrzyżowałam ręce na piersi.
-Spoko, tylko nie przeszkadzaj nam, kiedy będziemy pracować, bo ugryzę. - ostrzegłam go, a wyraz twarzy Zoe nagle się zmienił. Jednak po chwili znów się uśmiechnęła.
-Jasne. - machnął rękę i wrócił z powrotem do salonu.
-To co? Zabieramy się do pracy? - zwróciłam się do dziewczyny, a ta klasnęła w dłonie.
-Tak! - pisnęła, podskakując lekko. Pokręciłam głową z dezaprobatą i ruszyłam do swojej sypialni.
-Od czego mam zacząć? - spytała, kiedy przekroczyłyśmy próg pomieszczenia.
-Zdaję się na ciebie. Zrób to ładnie, ale nie za mocno. - poinstruowałam i usiadłam na krześle, przodem do niej.
-Okej. - uśmiechnęła się i zaczęła od podstaw. Wzięła na pędzelek trochę bazy pod makijaż, nakładając od czoła ku dołowi, a później dokładnie to rozsmarowała. Następnie nałożyła krem pod oczy.
-Twierdzisz, że jesteś zła, a robisz wszystko bardzo dobrze. - skomplementowałam ją, posyłając jej uśmiech.
-Nie chwal dnia, przed zachodem słońca. - palnęła, nakładając podkład na moją twarz i rozcierając do zewnątrz. Chwyciła pędzel i nabrała na niego trochę pudru, omiatając nim moje policzki, czoło i skronie.
-A tam. Wierzę, że będę wyglądać dobrze. - powiedziałam, starając się jakoś do niej dotrzeć.
-Mam nadzieję. - wymamrotała. -Zamknij oczy. - rozkazała, a ja jej posłuchałam. Za chwilę poczułam, jak delikatnie nakładana na powieki cień. Uwinęła się z tym szybko i później zaczęła robić mi kreski eyelinerem.
-Nie rób za grubych. - zwróciłam jej uwagę, uśmiechając się.
-Dobrze. - przytaknęła. -Już możesz otworzyć. - mruknęła. Był bardzo skupiona na swojej robocie. Podziwiałam ją za to.
-Nic nie jest w stanie wyprowadzić cię z równowagi, prawda? - spytałam, kiedy ta malowała moje rzęsy, a później delikatnie akcentowała brwi. Zachichotała.
-Wszyscy mówią, że mam stalowe nerwy. - odparła i mogłam wyczuć sarkazm w jej głosie. Nie odezwałam się już, bo nie miałam jak. Zoe zaczęła robić korekcję moich ust, a później pomalowała je delikatnym różem.
-I to chyba prawda. - palnęłam, kiedy odwróciła się, by chwycić ostatnią, potrzebną jej rzecz.
-Wątpię w to. Kiedy mnie zdenerwujesz, nie ma odwrotu. - zaśmiała się, po czym musnęła różem kilka razy moje kości policzkowe. -Gotowe. - powiedziała zadowolona z siebie. Wstałam z miejsca i przejrzałam się w lustrze.
-Teraz powinnam skopać ci tyłek, za to, że perfidnie kłamiesz. - wymamrotałam, patrząc na nią.
-Coś źle zrobiłam? - przeraziła się, szukając na mojej twarzy jakichś niedociągnięć.
-Wszystko jest idealnie, dziękuję. - przytuliłam ją. Na chwilę zesztywniała, lecz zaraz owinęła w okół mnie swoje ramiona.
-Przyjemność po mojej stronie. - powiedziała, uśmiechając się szeroko.
-To teraz zostaje tylko sukienka. - westchnęłam, podchodząc do szafy.
-Myślę, że jeśli założysz tę różową, to będzie dobrze. - poradziła, wyjmując delikatny materiał. Uśmiechnęłam się.
-Kocham tę kieckę. - palnęłam, biorąc ją do ręki. Zoe również się uśmiechnęła.
-Zostało ci pół godziny! - spanikowała, jakby to ona szła na tę.. randkę? -Biegnij się przebrać, a ja dobiorę ci buty i dodatki. - rozkazała miękko. Zrobiłam to i po pewnym czasie byłam już gotowa.
-Matko, ona idealnie opina twój tyłek. - w pokoju pojawił się mój przyjaciel.
-Austin! - pisnęłam, czerwieniąc się lekko. Podniósł ręce w obronnym geście.
-Tylko mówię. - wyszczerzył się. -Pięknie wyglądasz. - skomplementował. Podeszłam do niego i lekko przytuliłam.
-Dziękuję. - wymamrotałam i usłyszałam dzwonek do drzwi. -To pewnie on. - uśmiechnęłam się i wyszłam na korytarz. Stanęłam w przedpokoju, przeglądając się ostatni raz w lustrze i chwytając za klamkę, przyciągnęłam drewnianą powłokę w swoją stronę. Nie myliłam się. Styles we własnej osobie.
-Witaj. - uśmiechnął się, wchodząc do środka i cmokając mój policzek. Zilustrował mnie od góry do dołu. -Piękna.. - wymamrotał, oblizując usta. Zaczerwieniłam się i również uważnie mu się przyjrzałam. Miał na sobie czarny, rozpięty płaszcz, a pod nim białą koszulę, która włożona była do czarnych spodni. Na nogach miał swoje "kajaki" również w kolorze czarnym.
-Tobie też nie można niczego zarzucić. - uśmiechnęłam się, co po chwili zrobił i on. -Skoczę jeszcze tylko po płaszcz i torebkę. - powiadomiłam go. Kiedy skinął głową, odwróciłam się na pięcie, ruszając z powrotem do pokoju. Czułam jego wzrok na plecach.
-I jak? Podoba mu się? - pytała zniecierpliwiona Zoe. Zachichotałam.
-Myślę, że tak. -odparłam, zarzucając na ramiona czarny materiał. -Zoe, dziękuję. Odwaliłaś kawał dobrej roboty. - pochwaliłam ją, przytulając lekko.
-Polecam się na przyszłość. - palnęła, wyraźnie zadowolona.
-Na pewno skorzystam. - uśmiechnęłam się, chwytając do ręki telefon i wrzucając go do kopertówki. -Do zobaczenia! - pomachałam jej, będąc już na korytarzu. Odwzajemniła gest, ukazując rząd swoich zębów.
-Gotowa? - spytał Harry, który nadal stał w tym samym miejscu.
-Tak. - przytaknęłam. Złapał niepewnie moją dłoń.
-Panie przodem. - uśmiechnął się, przepuszczając mnie w drzwiach. Wyszłam na dwór, a zimne powietrze otuliło moją twarz. Mimowolnie zadrżałam. -Tam, gdzie jedziemy, będzie ciepło. - zapewnił, otwierając przede mną drzwi swojego czarnego Range Rover'a. W miarę zgrabnie wdrapałam się na siedzenie pasażera. Harry obszedł samochód dookoła, by już po chwili znaleźć się za kierownicą.
-Powiesz mi, gdzie mnie zabierasz? - spytałam, przerywając chwilową ciszę.
-Nie. - palną, szczerząc się. Jego jedna dłoń spoczywała na kierownicy, a drugą delikatnie pocierał swoją dolną wargę. Przyglądając mu się, oblizałam usta, co nie uszło jego uwadze. Zachichotał, a ja lekko zażenowana, spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie.
-Dlaczego? - dociekałam, nie patrząc na niego. Zauważyłam, jak zmienia bieg.
-Niespodzianka. - wymamrotał i mogłam wyczuć, że się uśmiecha. -Może opowiesz mi coś o sobie? - spytał nagle. Podniosłam głowę.
-A co byś chciał wiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem. Skupiony był na drodze przed nami, ale dosłownie na sekundę przeniósł wzrok na mnie.
-Skąd jesteś, kiedy masz urodziny, jak nazywają się twoi rodzice.. - wymieniał. Przy ostatnim zdaniu, zamarłam. Przełknęłam ślinę.
-Cóż.. - zaczęłam, bawiąc się palcami. -Jestem z Anglii, urodziny mam 2 czerwca.. - zacięłam się na chwilę, zbierając się w sobie. -A imion rodziców nie znam, ponieważ wychowałam się w Domu Dziecka. - wymamrotałam. Wyjrzałam przez szybę, kiedy poczułam, jak wielka dłoń Harrego łapie moją.
-Przepraszam.. ja.. - jąkał się. Uśmiechnęłam się, spoglądając w jego szmaragdowe, piękne oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że się zatrzymaliśmy.
-Nie przepraszaj, miałeś prawo nie wiedzieć. - niepewnie pogłaskałam go po policzku, a on przymknął powieki. Kąciki moich ust uniosły się ku górze. Westchnął, kiedy zabrałam rękę. Wysiadł z samochodu, a po chwili stał już przede mną, gotowy, by mi pomóc. Złapałam jego dłoń, stając na asfalcie obok niego. -Wow.. - wypaliłam, przyglądając się budynkowi przede mną. Ta restauracja była jedną z tych droższych. Na Oxford Street są tylko takie.
-Chodź. -szepnął, łapiąc mnie w talii. Posłusznie ruszyłam z miejsca, przyciśnięta do jego boku.
Weszliśmy przez wielkie, szklane drzwi. Od razu przywitał nas kelner, zabierając nasze płaszcze.
-Stolik dla dwojga na nazwisko Styles. - odezwał się Harry do faceta za ladą. Tamten zaczął wertować kartki w notesie. Nareszcie podniósł głowę, uśmiechając się ciepło.
-Proszę tędy. - wskazał drogę, prowadząc nas do miejsca, które było całkowicie oddzielone od innych ludzi. Na ścianie widniał napis "V.I.P". Zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego nie możemy usiąść w normalnym miejscu? - spytałam, kiedy przechodziliśmy przed bramkę. Starałam się nie brzmieć, jak rozkapryszona dziewczynka. Chłopak zerknął na mnie z góry.
-Tutaj będziemy mieć więcej prywatności. - wyjaśnił, odsuwając dla mnie krzesło.
-Och. - wydusiłam z siebie, siadając delikatnie. Uśmiechnął się, zajmując miejsce na przeciwko mnie.
Po paru sekundach pojawił się kolejny kelner.
-Czy mogę przyjąć zamówienie? - spytał uprzejmie, przyglądając mi się. Harry odchrząknął, a tamten aż podskoczył. Zachichotałam.
-Ja poproszę kurczaka Fettucine. - oznajmił zielonooki, oddając kartę i zaplatając swoje dłonie na stole. Mierzył chłopaka lodowatym wzrokiem.
-A dla mnie kurczak Parmigiana. - powiedziałam, uśmiechając się lekko do kelnera. Odwzajemnił gest, a po chwili zniknął. Poczułam na sobie przeszywające tęczówki Stylesa. Siedział i przyglądał mi się spod przymrużonych powiek.
-Co? - spytałam, skupiając swoją całą uwagę na nim.
-Nic. - wzruszył ramionami, po czym wstał, nalewając mi wina. Jakoś dziwnie się zachowywał, ale nie chciałam wnikać w szczegóły.
Po jakimś czasie dostaliśmy nasze dania i jedliśmy je w ciszy. Co chwila zerkaliśmy na siebie, posyłając nawzajem uśmiechy. Było bardzo miło. Nie pomyślałam, że może mi się tak świetnie rozmawiać z Harrym.
-Od kiedy jesteś naszą fanką? - spytał, odstawiając na stolik swój kieliszek z winem. Nie mam pojęcia, jak wrócimy, skoro on jest po alkoholu. Rozsiadłam się wygodniej, wlepiając swój wzrok w jego, bijące ciepłem, tęczówki.
-Od trzech lat. - odparłam. Uśmiechnął się, podbierając brodę na jednej ze swoich dłoni. -Czemu mi się tak przyglądasz? - wypaliłam. Zaraz po tym spoliczkowałam się w myślach. Pochylił się lekko do przodu.
-Bo jesteś piękna. - szepnął, zakładając jedno pasemko moich włosów za ucho. Zarumieniłam się, przełykając ślinę.
-Wcale, że nie. - powiedziałam, co wyszło raczej, jak mamrotanie. Przechylił głowę lekko w prawo.
-Dlaczego tak sądzisz? - zadał pytanie, patrząc w moje oczy, co robiłam i ja. Zatopiłam się na chwilę.
-Bo.. - zacięłam się, nie mając pomysłu na wymówkę. Harry wyszczerzył się, ukazując zagłębienia w swoich policzkach.
-No właśnie. - puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się, spuszczając wzrok.

~*~

-Zbieramy się? - spytał, kiedy dopijałam swoje wino. Skinęłam głową, biorąc ostatni łyk i podniosłam się z krzesła. Razem ruszyliśmy w stronę wyjścia, gdzie odebraliśmy nasze ciuchy. Harry stanął za mną, pomagając założyć mi płaszcz. Podziękowałam mu uśmiechem.
-Dobranoc. - powiedziałam do tego samego mężczyzny, który przywitał nas na początku.
-Dobranoc Państwu. - skinął głową, a kąciki jego ust uniosły się lekko do góry.
-Diana. - odezwał się Hazz, pokazując na otwarte drzwi. Opatuliłam się bardziej materiałem, który okrywał moje ciało i wyszłam na zewnątrz. Wiatr uderzył we mnie, burząc moją fryzurę.
-Cholera. - mruknęłam, na co chłopak zachichotał. Ruszyłam w kierunku samochodu Stylesa. Znów pomógł mi wsiąść, a po sekundzie znalazł się obok mnie.
-Jak było? - zadał pytanie, kiedy byliśmy już w drodze do mojego mieszkania. Przeniosłam wzrok na niego, widząc, jak bardzo poważny jest w tej chwili.
-Cudownie. - powiedziałam prawdę. -Dziękuję ci za ten wieczór. - uśmiechnęłam się, a on zerknął na mnie, odwzajemniając gest.
-Mam nadzieję, że pozwolisz się jeszcze kiedyś gdzieś wyciągnąć. - wymamrotał z nadzieją w głosie.
-Pewnie, że tak. - odparłam. Chwycił moją dłoń, co lekko mnie zdziwiło, ale nie odtrąciłam jej. Kciukiem pocierał moje knykcie, wywołując przyjemne ciarki w dole kręgosłupa. Co się, do cholery jasnej, ze mną dzieje?
Zatrzymaliśmy się na moim podjeździe. Harry kolejny już raz stanął przede mną z wyciągniętą ręką. Przyjęłam ją i wygramoliłam się z pojazdu.
-Jeszcze raz dziękuję ci za dziś. - powiedziałam, kiedy szliśmy pod drzwi.
-To ja dziękuję, że w ogóle ze mną wyszłaś. - uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi. Stanęłam na jednym schodku, ale to i tak nic nie dało. On nadał był wyższy ode mnie. Dużo wyższy.
-To.. do jutra? - spytałam, przyglądając mu się. Skinął głową.
-Tak, widzimy się przed koncertem. - oznajmił. Przybliżyłam się lekko, delikatnie całując jego policzek. Przymknął powieki pod wpływem tego gestu, wzdychając lekko.
-Dobranoc, Harry. - szepnęłam, podchodząc do drzwi i łapiąc za klamkę.
-Dobranoc, Księżniczko. - posłał mi ostatni uśmiech, cofając się. Podszedł do swojego auta i wsiadł do środka, by po chwili zniknąć z mojego pola widzenia.

~*~

Szłam uliczką pięknego Hyde Parku. Kolorowe liście spadały z drzew, a jesienna mżawka łączyła się z promieniami słońca, tworząc tęczę. Uśmiechnęłam się, wchodząc w zaułek, który tak dobrze znałam. Kochałam to miejsce. Mogło się wydawać, że wiedziałam o nim tylko ja. Przesiadywałam tutaj godzinami, co zamierzałam zrobić i tego dnia. 
-Nie wchodź tutaj.. - usłyszałam szept za sobą. Przestraszona, odwróciłam głowę, starając się zlokalizować kogoś, kto to powiedział. -Uciekaj stąd.. - znowu ten sam głos. Moje serce przyśpieszyło i zrobiłam kolejny obrót. -Jesteś w tarapatach.. - delikatny powiew wiatru wywołał na moim ciele gęsią skórkę. A może to przez strach, który oblał całe moje ciało? 
Kilka metrów przede mną była mała latarnia, z której padało światło. Z ciemności wyłoniła się jakaś sylwetka. Już z tej odległości mogłam zobaczyć czerwone tęczówki i kły, które lekko błysnęły. Zadrżałam, kiedy postać ruszyła w moim kierunku. Zaczęłam się cofać, aż w końcu dobiłam do czegoś twardego za mną. 
-Nie uciekniesz mi. - znałam ten głos. Potrząsnęłam głową, rozpoznając bujną czuprynę czekoladowych loków. Chłopak uśmiechnął się szeroko, stając metr przede mną. -Ostrzegaliśmy cię. - powiedział, kręcą głową. -Nie posłuchałaś, więc musisz ponieść karę. - dodał i zbliżył się, zamykając dystans między nami. Nie mogłam krzyczeć. Byłam sparaliżowana, kiedy ustami musnął moją szyję, by za chwilę wbić się w nią swoimi ostrymi kłami.

-Nie! - krzyknęłam, siadając prosto. Mój oddech był szalenie szybki, kiedy uświadomiłam sobie, że to tylko sen. Przyłożyłam rękę do klatki piersiowej, podnosząc wzrok. Napotkałam zarys postaci. W jej tęczówkach pobłyskiwała krwista czerwień. Natychmiast włączyłam lampkę nocną, powracając wzrokiem do miejsca, gdzie przed chwilą kogoś widziałam. Teraz nie było tam nic. -Idiotka! - karciłam się, opadając z powrotem na poduszkę. O co w tym wszystkim chodzi?! Czerwone oczy Harrego, skrzydła Zayna, sen z Harrym, który jest wampirem i jeszcze teraz te zwidy! Coś jest na rzeczy. A ja się dowiem co. 

-----------------------------------------------------------

Dobry wieczór! :)
Mamy rozdział trzeci :D
Mam nadzieję, że wam się podobał. 
Chyba będę chora, więc możliwe, że kolejny rozdział pojawi się już początkiem nowego tygodnia.

Serdecznie zapraszam na blogi : I leave my heart open but it stays right here empty for days, który należy do mojej przyjaciółki oraz : SHADOW, który należy do mojej drugiej przyjaciółki. :)
Liczę, że wpadniecie. :3

Jak już parę osób zauważyło, moje opowiadanie jest trochę podobne do Sagi "Zmierzch".
A i owszem. :D
Seria tych filmów zaciekawiła mnie i piszę wzorując się na nich.
Oczywiście, niektóre wątki będą wyjęte wprost z filmu, ale nie zamierzam ściągać wszystkiego.
Mam tylko nadzieję, że to wam nie przeszkadza.
Chyba wszyscy znają miłość cudownego Edwarda i pięknej Belli. ♥
A jeśli znajdzie się osoba (w co wątpię), która nie oglądała ani jednej części, niech zrobi to w trybie natychmiastowym, bo na prawdę WARTO!

Kto chce być informowany w dalszym ciągu, niech zostawi swój user w komentarzu. :]

To chyba tyle. :)
Czekam na szczere opinie. 
Kocham Was. xx 
@luv_myy_harreh

sobota, 23 listopada 2013

Chapter two.

*Harry's P.O.V*

Założyłem czarne buty i tego samego koloru płaszcz. O tej porze i z takim wyglądem jestem postrachem ulic, ale w sumie.. i tak z natury jestem bestią. Nic na to nie poradzę. Zostałem stworzony, by żyć tak samo, jak inni ludzie. Właśnie, ludzie. Ja nie jestem człowiekiem. Jestem wampirem. Cholernym krwiopijcą. Istotą bez duszy.
-Wychodzę! - krzyknąłem, powiadamiając resztę, po czym opuściłem dom. Zimny podmuch wiatru uderzył w moją twarz. Pierwszym, co poczułem, to zapach krwi, przez co moje pragnienie się zwiększyło. Walczyłem z samym sobą, by nie rzucić się na tego człowieka. Odetchnąłem głęboko i ruszyłem przed siebie.
Godzina 22, a ulice Londynu wciąż są zapełnione. Jedni biegną do pracy, a drudzy z pracy. Spacerujące pary, trzymające się za ręce. To wszystko było na porządku dziennym. Kiedy się tak temu przyglądasz, na dłuższą metę wydaje ci się to denerwujące. Zakochani.. wszędzie ich pełno. Mimo, iż mam 119 lat, nie znalazłem tej odpowiedniej osoby. Znaczy.. tak mi się wydaje. Diana.. ta dziewczyna jest inna. Taka delikatna, niewinna.. Dzień, w którym ją poznałem, zapamiętam do końca życia.
Jedno mnie dziwi. Dlaczego Liam nie widział jej w żadnej ze swoich wizji? Dlaczego Zayn nie wyczytał nic z jej myśli? Ona blokuje nasze dary. Jest kimś wyjątkowym. Dla mnie jest, jak lustro. Wiem, że na zwykłej znajomości się nie skończy. Ciągnie mnie do niej. Sam jej zapach przyprawia mnie o zawroty głowy. I wiem, że działam na nią podobnie. Nie tylko dlatego, że jest naszą fanką.
Przed wejściem do parku, założyłem na nos czarne ray bany, żeby zakryć moje czerwieniejące tęczówki. Kilku fotoreporterów podążających za mną krok w krok. To cholernie irytujące. Gdybym wiedział, że nikt mnie tutaj nie zauważy, chętnie skosztowałbym ich krwi.
W ciemności widziałem świetnie. Fakt, że biegam z prędkością światła, sprawiłby, że zgubiłbym ich i mógłbym się w końcu spokojnie pożywić, ale to by było trochę podejrzane. Postanowiłem więc przejść spokojnie jeszcze parę tych kroków, a później wejść w jakiś zaułek, gdzie oni nie będą w stanie się dostać.
Podniosłem głowę i przed sobą zauważyłem znajomą mi osobę.
-Boże, znowu ty.. - wymamrotałem, przeczesując swoje włosy.
-Ciebie też miło widzieć, Haroldzie. - odezwała się swoim, jak zwykle, łagodnym tonem, posyłając mi promienny uśmiech. Tej istoty nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi.
-Jeśli przyszłaś tutaj tylko po to, żeby znów mnie pouczać, to możesz być spokojna. Nikogo nie zamierzam ugryźć. - powiedziałem, wywracając oczami. Tamta zachichotała lekko.
-Nie jestem tutaj ze względu na ciebie, tylko ze względu na Dianę. - wyjaśniła, zaplatając swoje ręce za plecami. Małe zdziwienie wymalowało się na mojej twarzy. -Jak już dobrze wiesz, jestem Nefilim*. Zostałam stworzona, by chronić ludzi. W tym przypadku, będę opiekować się Dianą. - tłumaczyła, przyglądając mi się uważnie.
-Po co? - palnąłem, nie myśląc. -Znaczy.. jest taka potrzeba? - poprawiłem się, czując lekkie zdenerwowanie. Zoe jest spokojna, ale do czasu, aż się jej nie wkurzy.
-Tak. Będę ją chronić przed WAMI. - podkreśliła ostatnie słowo. Prychnąłem pod nosem.
-Nie musisz. Panuję nad sobą. - zapewniłem ją, chociaż byłem pewny, że to i tak nic nie da.
-Mimo wszystko, będę blisko niej, w razie, gdyby wam nagle coś odwaliło. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Skinąłem głową.
-Przepraszam cię, ale muszę lecieć. - wyminąłem ją, wbijając ręce do kieszeni płaszcza.
-Pamiętaj, że mam cię na oku. - wytknęła palec w moją stronę, posyłając ostrzegawcze spojrzenie.
-Tak, tak. - machnąłem ręką. -Do zobaczenia. - uśmiechnąłem się.
-Już nie długo. - zapewniła i.. zniknęła. Tak po prostu. Rozpłynęła się w powietrzu. Eh.. chyba nigdy się nie przyzwyczaję.

~*~

Promienie słońca, wdzierające się do pokoju, paliły moją skórę. Westchnąłem rozdrażniony, starając się zakryć twarz poduszką, ale przypomniałem sobie o czymś. Szybko zerwałem się z miejsca, stając na równe nogi i zerkając na wyświetlacz telefonu. Dochodzi południe, a żaden z tych kretynów nie raczył mnie obudzić. Warknąłem, przejeżdżając po twarzy swoją dłonią.
-Harry! - nagle do pokoju wpadł Niall, robiąc przy tym nie mały huk. -O, już nie śpisz. To świetnie. - wyszczerzył się, a ja wywróciłem oczami.
-O co chodzi? - spytałem od niechcenia. Blondyn zmarszczył brwi.
-Wyglądasz, jakbyś się wczoraj naćpał. - palnął i zaczął się rechotać. Złapałem poduszkę do rąk i rzuciłem nią w niego.
-Przegiąłeś. - stwierdził i ruszył w moją stronę, odsłaniając przy tym swoje kły. Uśmiechnąłem się i złapałem go za szyję, po czym zmierzwiłem mu jego idealnie ułożoną grzywkę. Próbował się wyswobodzić, ale mu się nie udało. To ja mam niewyobrażalną siłę. -Tylko nie włosy, Styles! - warknął, łapiąc moje ramię i przerzucając mnie na drugą stronę pokoju. Przy okazji poraził mnie prądem, a ja się skrzywiłem.
-Było nie zaczynać i AŁŁ! - podniosłem głos, a on się wyszczerzył. Pomasowałem obolałe miejsce.
-Diana tutaj jest. - powiedział nagle, przez co spojrzałem na niego. I właśnie w tamtym momencie poczułem jej zapach. Wszystkie moje mięśnie się napięły i przyjąłem postawę taką, jak na polowaniu. -Woah, spokojnie, stary. Musisz się opanować. - zatrzymał mnie, kiedy chciałem opuścić pokój. -Idź wziąć prysznic. Za dwie godziny mamy wywiad. - poinstruował. Posłusznie skinąłem głową i przeszedłem przez pomieszczenie, zmierzając w stronę łazienki. Spojrzałem w swoje odbicie. Nie panując nad sobą, zwinąłem dłoń w pięść i walnąłem z całej siły w lustro. Potrząsnąłem głową, kiedy uświadomiłem sobie, co mogłoby się stać, gdyby Niall mnie nie zatrzymał. Chciałem ją zabić.. Sfrustrowany, przeczesałem swoje włosy palcami i pociągnąłem za ich końce. Zdarłem z siebie ubrania i wszedłem do kabiny, odkręcając kurek. Gorące woda cieknąca po moim ciele, koiła trochę moje nerwy. Muszę zacząć nad sobą panować.

~*~

Schodząc po schodach, mój oddech z każdą sekundą był coraz bardziej płytszy. Ta cholerna świadomość, że ona jest tylko kilka metrów ode mnie, roznosiła mnie od środka. Wziąłem ostatni, głęboki wdech, kiedy stanąłem na równym. Wsłuchałem się dokładnie i do moich uszu dobiegło delikatne i miarowe bicie serca. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc jej melodyjny śmiech.
-O, ktoś raczył się obudzić. - powiedział sarkastycznie Zayn, na co spiorunowałem go wzrokiem. Przeniosłem spojrzenie na Dianę. Siedziała na kanapie i błądziła wzrokiem po podłodze.
-To co, chłopaki? - nagle ni stąd, ni zowąd, obok mnie pojawiła się Louise. -Zaczynajmy! - klasnęła w dłonie, uśmiechając się szeroko.
-Tak jest, szefie! - palnął Tomlinson, stając na baczność, przez co wybuchnęliśmy śmiechem. Blondynka pokiwała kłową z dezaprobatą i ruszyła w stronę garderoby, zabierając po drodze Lux. Mała wystawiała do mnie rączki, ale ja bałem się ją wziąć. A jeśli znów strzeli mi coś do łba? Niby jestem opanowany na zapach jej krwi, ale nigdy nic nie wiadomo.
-Diano, zajmij się Harrym i Louisem, dobra? - spytała Lou, uśmiechając się. O Boże...
-Stary, spokojnie. - wyszeptał mi na ucho Liam i poklepał mnie po ramieniu. Skinąłem głową i usiadłem na fotelu.
-Okej, to najpierw Louis, czy ty? - brunetka zwróciła się do mnie, posyłając niepewny uśmiech.
-Lou. - odparłem zachrypniętym głosem, a ona skinęła głową.
Siedziałem gapiąc się raz na nią, a raz na Louisa. Nie podobał mi się sposób, w jaki na nią patrzył. Przecież ma Eleanor. Ugh.. Tryb - zazdrosny Harry - włączony.
-Wszystko w porządku? - spytał Zayn, siadając obok mnie.
-Tak. - odparłem zbyt szybko, na co tamten zmarszczył brwi. Zerknął w tym samym kierunku, co ja i uśmiechnął się.
-On chce tylko sprawdzić, czy działają na nią jego moce. - wyjaśnił, przez co momentalnie na niego spojrzałem.
-Czy on zdurniał?! - syknąłem, starając się nie wrzasnąć. - Przecież może zrobić jej krzywdę! - zacisnąłem mocno swoje pięści.
-Jak na razie, Diana jest odporna. Wszyscy nie wiemy, kim na prawdę jest i dlaczego blokuje nasze dary. - wyjaśnił i w tym samym momencie, Louis wstał z miejsca, co znaczyło, że teraz moja kolej.
-Nic na nią nie mam. - wymamrotał, podchodząc do nas.
-Znasz konsekwencje tego, co mogło się stać, jeśli jednak nie byłaby odporna?! - warknąłem mu w twarz, a jego mięśnie się napięły.
-Przecież nie użyłem całej mocy. - tłumaczył ze zdziwieniem malującym się na twarzy.
-Harry? Możesz podejść? - spytała Diana i mogłem wyczuć, że jest zniecierpliwiona. Posłałem Louisowi ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie i ruszyłem w kierunku dziewczyny.
-Przepraszam. - mruknąłem, siadając przed nią. Uśmiechnęła się, przez co poczułem ciepło rozlewające się po moim ciele.
-Głowa do góry. - poinstruowała, zabierając do jednej ręki puder, a drugą odgarnęła moje loki.
-Dziś mieliśmy iść na kawę. - przypomniałem, obserwując dokładnie jej każdy, chociażby najmniejszy ruch.
-Pamiętam, ale niestety, masz wywiad. - powiedziała, lekko... zawiedziona? Uśmiechnąłem się.
-To zabieram cię na kolację. - palnąłem pełen entuzjazmu, a jej policzki oblały się rumieńcem.
-Mam rozumieć, że to randka? - spytała, patrząc na mnie, po czym znów szybko przeniosła wzrok.
-Jeśli tylko chcesz. - wzruszyłem ramionami. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą i lekko się uśmiechnęła.


*Diana's P.O.V*

Siedząc z Louise za kulisami, oglądałyśmy wywiad chłopaków. Nie powiem, propozycja kolacji trochę mnie zdziwiła. Przepraszam, to nawet nie była propozycja. To było stwierdzenie. 
-Idę po coś do pica. - oznajmiłam , podnosząc się z miejsca. Blondynka skinęła głową, wciąż zapatrzona w ekran telewizora. 
Wyszłam z pomieszczenia stając na korytarzu. Rozglądnęłam się, próbując sobie przypomnieć, gdzie widziałam mały bufet. Postanowiłam iść w prawo. W tym samym czasie zadzwonił mój telefon.
-Słucham? - odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz.
-Teraz już będziesz spędzać całe dnie z nimi? - spytał z wyrzutem mój przyjaciel.
-Austin, muszę dziś tutaj być, przecież.. - zaczęłam, ale wszedł mi w słowo.
-Żartowałem tylko. - palnął i usłyszałam lekki chichot. -A wieczorem co robisz? Może byśmy gdzieś wyszli? - zaproponował. Przeczesałam palcami swoje włosy.
-Umówiłam się na kolację z Harrym. - odparłam, czekając na krytykę. 
-Och. - wydusił z siebie. Mogłam wyczuć, że jest zszokowany.
-Przepraszam cię. Obiecuję, że zobaczymy się jutro. - powiedziałam. Źle czułam się z tym, że go zaniedbuję. W końcu to on mi pomógł, kiedy opuściłam dom dziecka.
-Przecież nic się nie dzieje, mała. W takim razie, pójdę pomęczyć Kierana. - oznajmił, a ja lekko się uśmiechnęłam.
-Pozdrów go ode mnie. - poprosiłam i wtedy zauważyłam automat z wodą. -Jest! - pisnęłam, po czym zdałam sobie sprawę, że wciąż rozmawiam przez telefon. 
-Wszystko okej? - spytał, na co ja walnęłam się w czoło.
-Tak, tak. - zachichotałam sama do siebie. O Boże.. jest ze mną coraz gorzej.
-Okej? To, do juta? - upewnił się, a ja skinęłam głową, jakby stał przede mną. 
-Tak, do jutra. - odparłam, wciskając przycisk na automacie.
-Dobra, kocham cię. - rzucił, a ja się uśmiechnęłam.
-Też cię kocham. - odparłam, po czym usłyszałam charakterystyczne pikanie, oznaczające koniec połączenia. To może być dziwne, ale zawsze żegnamy się tymi słowami. Z Connorem jestem bardzo związana. Przygarnął mnie pod swój dach, kiedy ja błądziłam po Lodynie, zaraz po opuszczeniu znienawidzonego przeze mnie miejsca. 
-Przepraszam? - usłyszałam delikatny głos za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam, trochę wyższą ode mnie, brunetkę. 
-Mogę ci w czymś pomóc? - spytałam, uśmiechając się lekko. 
-Właściwie to nie. Po prostu, chciałam się upewnić, czy to ty. - powiedziała z iskierkami w oczach. Zmarszczyłam brwi.
-Ja? Ale o co chodzi? - nie kryłam zdziwienia. Dziewczyna wystawiła rękę w moją stronę. 
-Jestem Zoe. Widziałam twoje dzieła w kilku gazetach. Na prawdę masz talent. - skomplementowała mnie, a ja się zarumieniłam. 
-A tam, nie przesadzaj. - palnęłam, ujmując jej dłoń. 
-Stylizowałaś samego Justina Biebera! - powiedziała z entuzjazmem.
-No tak, miałam ten zaszczyt. - wyszczerzyłam się na samo wspomnienie. 
-Może to głupie.. ale chciałabym, żebyś nauczyła mnie kilku rzeczy. Będzie taka możliwość? - uśmiechnęła się, a w jej oczach widziałam nadzieję.
-Ja? Mam cię uczyć? - spytałam z niedowierzaniem. Skinęła głową.
-To będzie zaszczyt, serio. - palnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Wiesz.. aktualnie pracuję dla One Direction i nie wiem, czy znajdę czas. - powiedziałam przepraszająco. Dziewczyna westchnęła.
-No to nic.. - wymamrotała. -Ale mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda nam się spotkać. - uśmiechnęła się, co zaraz odwzajemniłam.
-Może umówimy się na jakąś kawę? - spytałam, wyjmując telefon z tylnej kieszeni spodni.
-Oczywiście! - prawie pisnęła. -Jeśli będziesz miała czas, po prostu zadzwoń. - powiedziała, wystukując swój numer.
-Okej, to do zobaczenia. - rzuciłam z uśmiechem i wyminęłam ją, ruszając z powrotem do miejsca, w którym oglądałam wywiad. 
-Do zobaczenia! - pomachała mi równie entuzjastycznie. 

~*~

-Będę po ciebie o 20. - oznajmił Harry, kiedy wychodziłam z ich domu. 
-Okej, może zdążę. - powiedziałam, uśmiechając się lekko. Niespodziewanie cmoknął mnie w policzek. -To.. pa. - wydukałam i oblałam się rumieńcem. Chłopak ukazał swoje dołeczki i oparł się o framugę drzwi.
-Uważaj na siebie! - rzucił, kiedy byłam już prawie na ulicy. Pokazałam mu kciuk w górę i ruszyłam w stronę swojego domu. Nagle, do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Wyjęłam telefon i wybrałam numer.
-Halo? - usłyszałam melodyjny głos.
-Cześć, Zoe. Z tej strony Diana. Mam propozycję. - wyjaśniłam, uśmiechając się.
-Cześć! O co chodzi? - spytała i mogłam wyczuć, że ona również się uśmiecha.
-Chciałabyś przygotować mnie przed... spotkaniem z przyjacielem? - zająknęłam się, co nie uszło jej uwadze. Zachichotała.
-Oczywiście, że tak. - odparła. -Podaj mi swój adres i będę za 20 minut. 
-Okej, wyślę ci sms-em. - powiedziałam, po czym nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się.

Była godzina 17 i słońce już zaszło. Przed ostatnim zakrętem, dzielącym mnie od domu, zauważyłam jakąś postać. Przymrużyłam oczy i zwolniłam. Zdziwiłam się, gdy rozpoznałam tę osobę.
-Zayn? - szepnęłam sama do siebie. Chłopak podniósł głowę i popatrzył w moją stronę, jakby usłyszał to, co powiedziałam. Zdążyłam przykucnąć i miałam nadzieję, że mnie nie zauważył. Wychyliłam się lekko i to, co zobaczyłam, sprawiło, iż pomyślałam, że potrzebuję pomocy psychiatry. Zayn rozłożył swoje czarne, duże skrzydła, a po chwili odleciał. Zamrugałam kilkakrotnie, potrząsając głową. Ja na prawdę zwariowałam...

---------------------------------------------

Cześć! :)
Przepraszam za nieobecność :c
Mam strasznie dużo nauki, a do tego mam również szlaban. 

Nie wiem, jak wam, ale mnie rozdział się nie podoba. Wydaje mi się, że wszystko pomieszałam.
Chcę, żebyście go szczerze ocenili. To na prawdę wiele dla mnie znaczy.

*Nefilim - pół człowiek - pół anioł. 

Kolejna notka powinna pojawić się jakoś w tygodniu (o ile uda mi się ją napisać).
Jeszcze raz bardzo przepraszam.
Liczę na opinię.
Kocham Was. xx
@luv_myy_harreh

wtorek, 12 listopada 2013

Chapter one.

-Jest! - pisnęłam, kiedy dostałam w ręce ten, jakże mały kawałek kartki. -Dziękuję bardzo. - powiedziałam z uśmiechem, podając, kobiecie w średnim wieku, odpowiednią sumę i odsunęłam się, tym samym pomniejszając kolejkę. Czekałam na ten dzień całe trzy lata! Mam bilet na koncert mojego najukochańszego zespołu! Jestem w siódmym niebie!

Idąc ulicą i zmierzając w kierunku Starbucks'a, poczułam wibracje telefonu. Wyjęłam go szybko z kieszeni swoich spodni i przejechałam po ekranie.
-Słucham? - odebrałam z uśmiechem. Wciąż byłam w dobrym humorze.
-Rozmawiam z Dianą Evans? - spytał jakiś kobiecy głos. Zmarszczyłam brwi.
-Tak... a ja z kim mam przyjemność? - zadałam pytanie, trochę zdziwiona. 
-Z tej strony Louise Teasdale. - odpowiedziała. Stanęłam na środku chodnika i wytrzeszczyłam oczy. -Dostałam twój numer z firmy kosmetycznej. Podobno poszukujesz pracy i jesteś całkiem niezła. - oznajmiła. Moja buzia mimowolnie się otworzyła.
-Ta..tak. Znaczy, podobno tak. - odparłam, zmieszana. Lou zachichotała.
-Cóż.. możemy to sprawdzić. Co powiesz na jutro po koncercie? - spytała, a ja nareszcie ruszyłam się z miejsca.
-Nie ma problemu. I tak tam będę. - powiedziałam, szczerząc się sama do siebie. Musiałam wyglądać komicznie.
-To świetnie. Jak wejdziesz na arenę, zgłoś się do najbliższego ochroniarza i powiedz, że ja kazałam zaprowadzić cię do garderoby. - poinstruowała. Właśnie wchodziłam do knajpy. Zobaczyłam Austina i pomachałam do niego z uśmiechem.
-Okej, a co jeśli mi nie uwierzy? - spytałam, podchodząc do stolika.
-Nie martw się o to. - uspokoiła. Wzruszyłam ramionami.
-Dobra. To jutro, tak? - upewniłam się.
-Tak. Do zobaczenia. - pożegnała się melodyjnie.
-Do zobaczenia. - powiedziałam równie entuzjastycznie. Usiadłam wygodnie i za chwilę poczułam, jak ktoś przytula mnie od tyłu.
-Cześć, piękna. - wymruczał mój przyjaciel. Zachichotałam.
-Hej. - szepnęłam, odwracając głowę i cmokając go w policzek.
-Coś taka zadowolona? - spytał, mrużąc oczy i usadowił się na przeciwko mnie. Sięgnęłam do torebki.
-Patrz! - pisnęłam, pokazując mu bilet. Uśmiechnął się.
-Udało ci się. - stwierdził, a ja znów wyszczerzyłam się, jak małe dziecko i pokiwałam zamaszyście głową.
-Ale to nie wszystko. - palnęłam. Zmarszczył brwi, czekając na wyjaśnienia. -Teraz dzwoniła do mnie ich stylistka i powiedziała, że mam stawić się jutro w ich garderobie, bo dostała numer z firmy, w której składałam papiery i podobno jestem niezła. - wyjaśniłam na jednym wydechu, żywo gestykulując rękoma.
-Woah. - rzucił z szeroko otwartymi oczami. Przytaknęłam. -Dobra. Co chcesz? - spytał, podnosząc się z miejsca.
-To co zwykle. - odparłam i posłałam mu najpiękniejszy uśmiech. Pokiwał głową z dezaprobatą i odchodząc, poczochrał mi włosy. Założyłam jeden kosmyk za ucho i wtedy rozległ się dzwonek, informujący o przybyciu nowego klienta. Mimowolnie zerknęłam w tamtym kierunku.
-Dzień dobry. - odezwał się lekko zachrypnięty głos i jakby wyczuł czyjś wzrok na sobie, bo przekręcił głowę i popatrzył na mnie. Zamarłam. To był Harry Styles! TEN Harry Styles! Uśmiechnął się zniewalająco, po czym złożył swoje zamówienie.
-O Boże.. - wymamrotałam, wachlując się ręką. Za dużo rewelacji, jak na jeden dzień. Zdecydowanie za dużo. Odebrał swoją kawę i lody, a kiedy był już przy drzwiach, jeszcze raz na mnie spojrzał. Jedyne co zdążyłam zauważyć, to niebezpieczny błysk w jego oku.
-Halo! Diana! - krzyknął Austin, wymachując przede mną łyżeczką.
-Och.. - szepnęłam, wybudzając się z transu. -Przepraszam, zamyśliłam się. - tłumaczyłam, odbierając od niego kawę i ciastko, a na moje policzki wpłynął zdradziecki rumieniec.
-Jasne. - palnął z zawadiackim uśmieszkiem, po czym wrócił na swoje miejsce. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się pod nosem, zajmując się tą pysznością przede mną.

~*~

Wieczorem wybrałam się na spacer. Robię tak praktycznie codziennie, jeśli praca mi pozwala. Wracam z salonu koło 16, zjadam szybki obiad i idę pobiegać, albo po prostu się przejść. Dziś wybrałam to drugie.
Przechadzając się uliczkami Hyde Parku, słuchałam szumu drzew. Wiatr rozwiewał moje falowane włosy we wszystkie strony. Było już trochę zimno i zbierało się na deszcz. Ugh.. głupia pogoda.
Nucąc pod nosem "Little Things", rozglądałam się we wszystkie strony. Moją uwagę przykuła jakaś wysoka sylwetka zmierzająca w moją stronę. Zmarszczyłam brwi i zwolniłam kroku.
Ten ktoś szedł równie powoli, co ja. Głowę miał spuszczoną, mimo to, rozpoznałam go. Te same loki.. ta sama budowa ciała.. to on.. Harry.
Chyba był zamyślony, ponieważ przez przypadek na mnie wpadł. Nie wiem, dlaczego się nie odsunęłam.. przyciągnął mnie, jak magnez.
-Przepraszam. - rzucił, szybko podnosząc głowę i łapiąc moją rękę. Przeszył mnie lodowaty dreszcz.
-Nic nie szkodzi. - uśmiechnęłam się. Kiedy mnie rozpoznał, również ukazał rząd swoich zębów.
-Znowu się spotykamy. - wymamrotał, przeczesując swoje włosy. Spojrzałam w jego oczy i zamarłam. Były krwisto czerwone!
-T..tak. - zająknęłam się. Jego przeszywający wzrok wypalał dziurę w mojej twarzy.
-Jeszcze raz i zapraszam cię na kawę. - obiecał, mrugając jednym okiem. Byłam spięta, ale zachichotałam.
-Cóż.. szykuj się, bo już niebawem spotkamy się ponownie. - zapewniłam z uśmiechem i odgarnęłam kosmyk swoich włosów. Zerknęłam z powrotem w jego tęczówki, ale tym razem były zielone. Co jest ze mną nie tak?! Może mi się przywidziało...
-Ach tak? Skąd ta pewność? - podniósł pytająco swoje brwi.
-Będę na waszym koncercie i prawdopodobnie spotkamy się jeszcze w garderobie. - wyjaśniłam. Był zdziwiony. -Spokojnie, nie jestem psychofanką. - uspokoiłam go.
-Nawet o tym nie pomyślałem. - palnął i ukazał swoje dwa dołeczki. -Więc.. do jutra? - przymrużył oczy, wyciągając do mnie swoją rękę.
-Mam nadzieję. - powiedziałam bez przemyślenia tego, a na jego malinowe usta wpłynął kolejny, piękny uśmiech. Ujęłam jego dłoń, a on niespodziewanie pochylił się lekko i przywarł do mojej ustami. Kolejny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. Wyprostował się i zabrał rękę. Oczy nadal miał zielone. Tak, to były zwidy.
-Dobranoc, księżniczko. - wymruczał, przez co moje policzki zaczęły piec.
-Dobranoc. - szepnęłam. Minęłam go, ruszając przed siebie. Po kilku sekundach, odwróciłam się i dostrzegłam, że on idzie w moje ślady. Natychmiast wróciłam do poprzedniej pozycji.

*Dzień później*

Wysiadłam z taksówki i stanęłam przed areną o2. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do wejść. Nie było łatwo. Co ja gadam? To była katastrofa! Przeciskałam się przez piszczące nastolatki. Ja rozumiem, że to są fanki i tak dalej, ale bez przesady. Uszy pękają.
Doszłam do jednego z wejść i dostrzegłam ochroniarza. Dziewczyny patrzyły na mnie, jak na idiotkę.
-Przepraszam! - powiedziałam głośno, zwracając na siebie jego uwagę.
-Tak? - uśmiechnął się. Wow. A myślałam, że "goryle" są oschłe.
-Lou Teasdale kazała panu przekazać, że mam być zaprowadzona do garderoby. - powiedziałam niepewnie. Skinął głową i pozwolił przejść. Z wielkim zdziwieniem to zrobiłam, a za sobą słyszałam szepty : "Kim ona jest?", "Nowa dziewczyna Hazzy?", "A może jakaś dziewczyna z teamu?" i wiele, wiele innych.
-Proszę tędy, panno Evans. - poinstruował miłym głosem. Zaraz! Skąd on wie, jak się nazywam?
Przeszliśmy przez dość długi korytarz i w końcu dotarliśmy do jakichś drzwi.
-Teraz powinna sobie pani poradzić. - oznajmił i otworzył przede mną metalową powłokę.
-Dziękuję. - posłałam mu uśmiech i weszłam do ogromnej sali. Stanęłam na środku i zdębiałam. Po mojej prawej stał Paul - menadżer chłopaków, po lewej siedziało całe 5SOS, a Zayn i Louis ganiali się po całym pomieszczeniu. W pewnym momencie, Mulat wylądował na podłodze, a ten drugi zaczął się pokładać ze śmiechu. Sama starałam się opanować, by nie pójść w ślady Lou.
-Diana Evans? - podszedł do mnie jakiś gościu ze słuchawką w uchu.
-Tak, to ja. - powiedziałam, a chłopaki, jak na rozkaz popatrzyli w moją stronę.
-Chodź ze mną. - rozkazał i wskazał ręką na kolejne drzwi. Minęliśmy jeszcze Nialla, który wyszedł z paczką chrupek.
Facet zapukał w drewnianą powłokę z napisem "GARDEROBA". Otworzył je, bez czekania na pozwolenie i wszedł do środka.
-Lou, Diana już jest. - powiedział do blondynki, która krzątała się przy wielkim stoliku. Tamta podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko.
-Świetnie, dzięki. - powiedziała i odprawiła go. -Jestem Louise. - podała mi swoją rękę.
-Wiem, uwielbiam cię. - oznajmiłam, ujmując jej dłoń i potrząsając nią lekko.
-A tam, bez przesady. - palnęła i ukazała rząd białych zębów. -Dobra! - klasnęła w dłonie, a ja aż podskoczyłam, co nie uszło jej uwadze. Zachichotała. -Jesteś gotowa? Musisz dziś przygotować całą piątkę. - wyjaśniła, patrząc na mnie ze współczuciem.
-Z miłą chęcią. - powiedziałam, odkładając na bok swoją torbę.
-Okej, to zaraz ich zawołam, a ty się rozglądnij. - rzuciła i opuściła pomieszczenie. Chyba byłam w raju. Ja miałam wystylizować swoich idoli.. Zawsze o tym marzyłam.
Westchnęłam i zaczęłam powoli przygotowywać sobie odpowiednie kosmetyki.
-A jednak nie blefowałaś. - usłyszałam głos za sobą. Przestraszona, upuściłam jeden z pudrów.
-Jezus! - pisnęłam, kładąc rękę na klatce piersiowej.
-Nie, to tylko ja, Harry. - wyszczerzył się przechodząc koło mnie i siadając na obrotowym krześle.
-Bardzo śmieszne. - fuknęłam. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma na sobie koszulki. Odgoniłam niepotrzebne myśli z głowy i zwróciłam się w jego stronę.
-Dobra. Dzisiaj ja się tobą zajmuję, więc musisz mnie słuchać. - uśmiechnęłam się, a on skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-Ale jutro idziemy na obiecaną kawę. - postawił warunek. Przymrużyłam oczy.
-Okej. - wzruszyłam ramionami i starałam się brzmieć obojętnie. Pokręcił głową z dezaprobatą i ukazał swoje dołeczki.
Wzięłam głęboki wdech i chwyciłam jego podbródek, przechylając głowę trochę do tyłu, po czym odgarnęłam jego loki. Przyglądał się mojemu skupieniu, kiedy dokładnie nakładałam puder. Przygryzł swoją wargę, wytrącając mnie na chwilę z równowagi. Miałam ochotę mu w tamtym momencie przywalić.
-Czemu się denerwujesz? - spytał nagle. Odchrząknęłam i zabrałam do ręki cień.
-Bo właśnie przygotowuję swojego idola. - odparłam, jeżdżąc pędzelkiem po jego policzku. Nałożyłam trochę za dużo, więc postanowiłam przetrzeć kciukiem. Kiedy położyłam swoją dłoń, on nagle ją chwycił. -Harry.. - szepnęłam, a on, jak wybudzony z transu, puścił ją. Trochę zbita z tropu, postanowiłam dokończyć swoją pracę.
Pod koniec nabrałam na palce trochę żelu i wsunęłam całą dłoń w loki Harrego. Zamruczał cicho i przymknął powieki, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Układałam je do góry, tak, jak on ma to w zwyczaju.
-Gotowe. - oznajmiłam, zadowolona z siebie.
-Dziękuję. - wymamrotał, a kiedy wstawał, mięśnie na jego brzuchu lekko się napięły. Dostrzegłam tam niemałą bliznę. Wyglądało, jak odbicie czyiś zębów. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam wzrok. Pewnie kolejne zwidy..
-Nie ma za co. - odparłam, starając się ukryć zmieszanie. -Możesz zaprosić tutaj Louisa? - spytałam.
-Jasne. - uśmiechnął się i wyszedł, a minutę później do pokoju wpadł Tomlinson.
-Woah, spokojnie. - zaśmiałam się. Podszedł do mnie nie pewnie.
-Ty jesteś zapewne Diana? - spytał, mrużąc oczy. Skinęłam głową.
-Tak. A teraz siadaj. - poprosiłam. Posłuchał mnie, a ja zaczęłam powtarzać czynności.

Po jakichś 30 minutach, kiedy kończyłam z Zaynem, wróciła Louise.
-Dziewczyno, świetnie się spisałaś. - pochwaliła mnie, a ja się wyszczerzyłam.
-Skończone. - powiedziałam do mulata. Wstał z krzesła.
-Dzięki. Jesteś świetna. - skomplementował, a ja oblałam się rumieńcem. Ugh.. nienawidzę tego.
-Bez przesady. - machnęłam ręką. Posłał mi ostatni uśmiech i wyszedł.
-Masz tę robotę. - palnęła blondynka. Stanęłam, jak wryta, a moja buzia się otworzyła.
-Poważnie? - spytałam, nie kryjąc zdziwienia.
-Tak. - odparła z szerokim uśmiechem.
-O Boże! - pisnęłam. -Dziękuję, nie zawiedziesz się. - zapewniłam ją.
-Mam nadzieję. - powiedziała i pomogła mi spakować rzeczy. -Możesz zacząć już od jutra? - spytała.
-Oczywiście, że tak. - rzuciłam, a ona skinęła głową.
-Cieszę się, że w końcu nie będę musiała się wszystkim zajmować. - oznajmiła, podchodząc do drzwi. -Chodź, zaraz koncert, a z tego co słyszałam, masz bilet. - wyszczerzyła się. Pokiwałam zamaszyście głową i wyszłam razem z nią.

-----------------------------------------------------

No cześć! :)
No to mamy pierwszy rozdział. 
Cieszę się, że spodobał Wam się prolog. Mam nadzieję, że jedynka również Wam się spodoba.

Dziękuję za 16 miłych komentarzy. :3 
Mam nadzieję, że tutaj też tyle ich będzie. 
Kocham Was. xx @luv_myy_harreh

poniedziałek, 11 listopada 2013

Prologue.


Wielkie podziękowania dla pewnej osóbki (ona wie, o kogo chodzi <3) za pomoc przy pisaniu. 
Nie wiem, czy ogarnęłabym to sama. 
Jeszcze raz wielkie dzięki. <3

------------------------------------------------------------------------------

Porzucona na pastwę losu, zaraz po urodzeniu. Nie chciana... nie kochana... Oddana w ręce kogoś obcego. Mały, bezbronny, nic nieznaczący bachor, który stał się tylko problemem. Ale przecież ona nie prosiła się na świat, prawda? Ktoś ją tutaj sprowadził.
Ujawniona prawda po wielu latach. Ból.. cierpienie..
Czy musiała tyle znieść, żeby zrozumieć, co naprawdę jest ważne? 
Poniżana i wyśmiewana na każdym kroku. Zawsze znalazł się ktoś, kto musiał ją skrzywdzić. Nie było dnia bez wylania choćby jednej, malutkiej łzy. 
Nieprzespane noce.. docinki kolegów.. wścibskie spojrzenia koleżanek. O co tak naprawdę im chodziło? Nie zrobiła im przecież nic złego. A nie, przepraszam. Zrobiła im krzywdę tym, że się urodziła. Nienawidzili jej z całego serca. 
Częsty brak wsparcia w nauczycielach, którzy nie wtrącali się w gierki uczniów. 
Wtedy, po raz pierwszy, po jej głowie zaczęły krążyć najgorsze ze wszystkich myśli. Miała dość wytykania palcami i udowadniania, jaka to ona jest zła. Chciała zniknąć. Raz na zawsze. Znaleźć się w tym lepszym miejscu. Tam, gdzie nikt jej nie skrzywdzi. 
Kiedy już gotowa była to zrobić, usłyszała piosenkę w radiu, które grało w jej pokoju. Jak się później okazało, był to zespół One Direction. Zaczęła szperać w internecie, dowiadywać się o nich, jak najwięcej. Jednymi słowy : stała się ich fanką. 
Nie stać jej było na koncert. Miała wtedy już 17 lat. Postanowiła, że jak stanie się pełnoletnia, ucieknie stamtąd. Opuści dom dziecka raz na zawsze. Wykształci się i zrobi wszystko, żeby tylko ich spotkać.
Tak się stało. Poznała ich, rozmawiała z nimi, a nawet więcej. Stali się dla niej kimś bardzo ważnym, a jeden członek zespołu, zawładnął jej sercem.
Odkryła ich tajemnicę, przez co jej życie zmieniło się o 180 stopni.
Jestem Diana Evans, a to moja historia... 

-----------------------------------------------------------------------------------------

No to ten.. to moje 3 (tak na serio to 5, ale pomińmy to) opowiadanie.
Mam straszną wenę i mam nadzieję, że jakoś uda mi się napisać to tak, jak chcę. 
Planuję 2 część, ale nie wiem, czy tak będzie.
Jak na razie, to proszę, byście zostawili jakiś komentarz, czy coś :)

Za zwiastun, który znajdziecie tutaj chcę podziękować wspaniałej @Real_Paradiise <3
Jesteś cudowna, dziękuję! <3

Jeśli ktoś chce być informowany, proszę, by zostawił w komentarzu swój username z twittera.
No to chyba tyle. Liczę, że zostaniecie tutaj na dłużej. :3
@luv_myy_harreh

Obserwatorzy